piątek, 23 stycznia 2015

Płyta, płyta, i....

Miało być codziennie, póki wystarczy pary. Jak widać, na codziennie pary nie wystarczyło. Dodatkowe zamieszanie z płytami (o tym za chwilę) i dym w pracy nie pomagają.
Nie mogę pisać, mam zapierdol w internetach.

Jeśli o płyty chodzi, to Padre w końcu płytę wydał. Tak tak, jest do kupienia, za kwotę oszałamiającą 30 zł (wraz z przesyłką). Możliwy też odbiór osobisty. Przyjemność z oglądania mojej mordy: gratis!




Zazdroszczę niesamowicie. Ale to też nadzieja dla mnie.
Może jak będę w wieku ojca też coś wydam.



BUM.
JKM


Nasz kultysta okazał się wielką kopalnią informacji.Powiedział jak pozostać w cieniu i zyskać jednocześnie sławę. Pokazał internet.
I to właśnie za jego pomocą mieliśmy zacząć swój podbój. A wszystko za sprawą Najmroczniejszego.


Prywatny inwestor, szuka osób zainteresowanych sprzedażą, bądz UDOSTĘPNIENIEM swojej duszy.
W zamian oferuje korzystne wynagrodzenie na dłuższy okres czasu.
Wystarczy wypełnić formularz:

Imię:
Wiek:
Co chce w zamian:

Wypełniając formularz, zgadzasz się z regulaminem, oraz wykorzystaniem danych przez nasza firmę w celach marketingowych.
-Chyba nie do końca tak to działa...
Widocznie nasz kultysta nie był przekonany, do pomysłu jego Najciemniejszości.
Bzynk! *Masz jedno nieprzeczytane powiadomienie*
-A widzisz? Nie wierzyłeś we mnie!
Mroczność pstryknął palcami, i kultysta z przerażeniem złapał się za głowę. Gałki oczne niemal wyszły mu z orbit, a kącikiem ust spłynęła ślina. Biedaczek. Słyszy jakichś wyjców puszczanych w MTV.
My z mrocznym panem tymczasem zajęliśmy się przeglądaniem pierwszego formularza.

Imię: Janusz
Wiek:72
Co chce w zamian: Zostać królem.

-Król?
-Janusz król?
No proszę proszę. Kto by się spodziewał.
Problem w tym, że każdy znany polityk, podpisuje z nami pakt. Nie może sprzedać duszy dwa razy.
Oszust.


poniedziałek, 19 stycznia 2015

Jeśli kiedykolwiek zostanę złym lordem...

Tak, Anihilator odzyskał postać fizyczną i w pełni materialną. Dodatkowo mieliśmy kultystę.
Wróćmy jeszcze na chwilę na ten cmentarz.
Skończyliśmy gdy Dewastator właśnie opróżniał zawartość eterycznego żołądka prosto na moje buty. Tak właśnie wpłynęła na niego ludzka natura. Natura do przeinaczania przekazu.
Jesteśmy źli do szpiku kości, ale nie chorzy. A to co robił kultysta było chore.
-Panie Mój, przyjmij postać fizyczną, najlepiej jakieś Apokaliptycznej bestii. Zdobędziemy Apostoła, władzę i zalążek prawdziwego kultu.
-To ma być coś przerażającego, tak?
Wcale nie brzmiał dobrze. Najwyraźniej pozbycie się treści żołądka dużo nie pomogło.
-Coś bardzo przerażającego. Takiego, żeby zapamiętał do końca życia.
Nastała chwila ciszy, a potem Mroczny zniknął w obłoku siarki.
Zamiast tego, przed kultystą pojawił  się magiczny symbol, który zaczął płonąć niebieskim płomieniem.
-O TAK!- Jęknął kultysta, dalej robiąc swoje.
Błysnęło oślepiające światło, a potem z pieczęci wyłoniła się Najczarniejsza Czerń, rozlewając po okolicy i pożerając wszystko na swej drodze.... A potem...
-And I was like
Baby, baby, baby, oh...

I w kręgu płomieni pojawił się Stwórca Chaosu w postaci młodocianego piosenkarza.
Fakt, był naszym człowiekiem, gdy postanowiliśmy wprowadzić piekło na ziemi.
Nie, nie byliśmy z tego dumni.
Dalej nie jesteśmy.
Ale muszę przyznać, że inwencja twórcza Zła Wcielonego mi zaimponowała. To dlatego ja jestem tylko sługą, a on Władcą. Jego zmysł czynienia zła jest ponadczasowy i wyjątkowy.

Kultysta upuścił ciało psa i zwymiotował sobie na buty.
1:1 sukinsynie.

Po krótkiej rozmowie, i pokazaniu mu dwóch wersji piekła (Tej z Biberem 24/h, jeśli nam nie pomoże, i tej z AC/DC i masą półnagich sukkubic, gotowych do codziennego kuszenia jeśli zdecyduje się współpracować), decyzje podjął zadziwiająco szybko.
-Mój Panie! - Krzyknął padając na kolana, prosto we własne rzygi, psie flaki i błoto. -Niegodnym jest patrzeć na Waszą Mroczną Mocarność, ani scałowywać pył z butów Waszej Brutalności.

Dobry jest. Daleko zajdzie.

piątek, 16 stycznia 2015

Noc jak każda inna.

Tak jak mówiłem- Najszerszy W Barach unosił się obok mnie w postaci eterycznej. W sensie, że dresy zajebali go jak psa na ulicy. Mieliśmy problem. Żeby przywrócić ciało, potrzebowaliśmy wyznawców, by z siły ich wiary pozyskać energię magiczną. Trochę jest to poplątane, ale najłatwiej to wytłumaczyć tak: siła modlitw, jest naszą siłą.
Tylko jak znaleźć wyznawców Czarnego Pana, w szesnastotysięcznym mieście? W razie gdybyście pytali o szanse:
-In nomine dei nostri satanas luciferi excelsi! Ph'nglui mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagl fhtan!
Głos, męski i zdecydowany dochodził z pobliskiego cmentarza. 
-Ooo! -Zdziwiłem się słysząc go. 
-Ooo!- Zdziwił się Mistrz Podziemi. 
-Ooo!- Zdziwił się siedzący nieopodal kot, wbijając wzrok w Jego Piekielność.
-Ooo! -Zdziwiliśmy się na widok kota. 
-Pedały- Rzucił tylko futrzak i majestatycznie uniósł ogon do góry i odszedł. 
Cóż, skoro już znaleźliśmy kultystę, który chociaż trochę znał się na rzeczy, trzeba było wykorzystać tą możliwość. 
-Teraz zbudujemy nasze imperium w tym uniwersum. Poczekaj, niech tylko skończy rytuał! Jak pokażę mu się w mojej postaci, będziemy mieć tyle mocy, że zawładnięcie tym światem będzie tylko i wyłącznie kwestią czasu. 
To była prawda. Jeden dobry i szczerze oddany wyznawca mógł zastąpić całą rzesze wiernych. 
Zbliżyliśmy się więc do naszego zbawiciela, by móc wkroczyć i pobierać od niego energię. I zgłupieliśmy, gdy tylko go zobaczyliśmy. Oczekiwaliśmy brudnego Metala, z przetłuszczonymi włosami, całego w skórach i ćwiekach. Tymczasem na cmentarzu stał na oko czterdziestoletni mężczyzna, ubrany w szyty na miarę garnitur z idealnie przystrzyżonymi włosami i brodą. 
Właśnie wznosił do góry nóż, i rozcinał brzuch czarnego psa. 
-Ofiaruje Ci to Panie, mą lewą ręką! Przyjmij moją ofiarę i usłysz mój głos, wzniesiony wśród tej dżungli ze stali!
Z psa trysnęła cuchnąca krew i jelita, parujące w chłodzie wieczora. Wnętrzności chlusnęły o ziemię i właściwie same ułożyły się w odpowiedni znak. Poczuliśmy przechodzącą przez nas energię, płynącą od tego niepozornego człowieka, który na co dzień jest zapewne jakimś dyrektorem lub kierownikiem.
Mieliśmy wystarczająco dużo mocy, by Najciemniejsza Czerń mógł wrócić do ciała fizycznego. Jednak byliśmy zachłanni.
To nas zgubiło.
-Co on robi?
Spytał się Cień, widząc jak wyznawca rozpina rozporek, dalej trzymając w dłoni martwe truchło psa.
A potem zwymiotował mi na buty. 

czwartek, 15 stycznia 2015

#Szatan #Tworzy #Nie_tylko #Prozę

Publikować planuje codziennie, dopóki mi pary wystarczy. Jednak czasem są dni jak ten, gdzie, mimo, że mam fabułę wymyśloną, sklecić nic nie da rydy.
Ale od czego ma się zalegające w otchłani dysku graty! Dlatego co jakiś czas będę tu wrzucał coś totalnie nie związanego z główną historią. Będzie otagowane "z innej bajki", żebyście się robaczki nie pogubili i nie drapali później po głowie skąd się wzięła ta czy ta postać.
A tymczasem garść tekstów, które są/miały być/będą piosenkami.
Jak je kiedyś skończę. Bo to wersje bardzo robocze.

BARDZO ROBOCZE

Owca
1.Znów uciekłeś gdzieś daleko
wielki świat pochłoną cię
Zgubiłeś gdzieś w tym biegu
Swoich marzeń drugi brzeg

Ref. Stań na chwilę, spójrz przed siebie
Zobacz jak się mieni świat
Kolorami, marzeniami,
Błyskiem światła prosto z gwiazd

Usiądź sobie i odpocznij
Nie musisz wciąż tak gnać
Możesz zostać tu na chwilę
Patrzeć jak upływa czas

2.Ściągnij krawat, rzuć za siebie
Obowiązków zostaw wór
Poczuj jak pulsuje życie
Słodkich głosów jasny chór 

Ref.Stań…

Świat przed sobą pędzi owca 
Stada ludzi, wieczny pęd
Za pieniądzem i karierę
Życie pełne takich scen. 

Ref.Stań..


Od Autora: Buhahahaha. Naprawdę nie wiedziałem, co pisałem. 


To właściwie tytułu nie ma
Przejdź obojętnie
jak przechodzisz, co dnia
Nie zważaj na mój uśmiech
nie zważaj na ma twarz
Niby miło, że ktoś
Dla Ciebie gra
Jednak pójdziesz dalej 
jak przechodzisz, co dnia

Przecież tyle spraw na głowię masz
Prac e dom, rodzinę, kota, psa
Ja zostanę, będę jeszcze grał
Potem mnie otuli wiatr
Odpłynę w snach

Bluesa nuty płyną w mgłę
Wśród zielonych pól 
Przez deszcz i śnieg
miesiąc po miesiącu 
Tak przed siebie pre
Chociaż w dupe los
Co chwilę kopie mnie

W jakimś rowie znajdą mnie
Resztka sił ułożę pieśń
Że tak w sumie nie było źle
Chociaż nikt nie zapamięta mnie

Przejdź obojętnie
Jak przechodzisz, co dnia
JA zostanę, będę jeszcze grał
Bluesa nuty płyną w mgłę, 
Chociaż, nie jest tak źle.
Nie jest źle. 

W sumie pomysł był dobry, początek nawet fajny, jakoś w połowie zabrakło pary, żeby dobrze skończyć. 

Jak dawniej (chyba)
Każdego ranka budzi mnie niepewność
Czy gdy otworze oczy dalej będziesz przy mnie
Słucham twego oddechu, szukam twego ciepła
Wstaje skoro świt, by patrzeć jak śpisz

Później zakładamy maski, ubieramy obojętność
Opuszczając wzrok mijamy się bez słów
Szukałem w sobie siły by przełamać to milczenie
Jednak samotna walka nie daje szans zbyt wiele
Ref
Przecież wciąż kocham tak jak dawniej
Nic się nie zmieniło, będę walczył dalej
Będę walczył o nasze szczęście
Nic się nie zmieniło, Walczyć będę więcej

A przecież wcale tak nie musiało być
Zaufaj znowu mi, podaj swoją dłoń
Chodź pokażę ci, gdzie schowałem nasze sny
Czy pamiętasz, tych kilka dobrych chwil

Chciałem dać Ci pole pełne wrzosów
Trochę słońca spoza czarnych chmur
Na końcówkach Twoich jasnych włosów
Porozkładać chciałem tych kilka dobrych dni/Porozwieszać chciałem kilka starych nut

Ref
Przecież wciąż kocham tak jak dawniej
Nic się nie zmieniło, będę walczył dalej
Będę walczył o nasze szczęście
Nic się nie zmieniło, Walczyć będę więcej

Tekst zmieniałem kilkakrotnie, doczekał się nawet muzyki, jako jeden z nielicznych, jednak poszedł w zapomnienie. Nigdy się go nie nauczyłem. Jak większości swoich tekstów. Co ciekawe, inspiracją była pewne dziewczę (to akurat nic dziwnego), które trochę mi o sobie opowiedziało. 



KolejnyKawałekBezTytułu


Kiedy życie daje w kość
Wznów swą walkę powiedz dość

Życie nie jest takie złe
Kiedy z kimś przeżywasz je

Koniec trasy, cicho już
Wysłuchajmy morza słów
Ono powie Ci to że
Sam gdzieś możesz zgubić się
Zgubić sie
W głowie czujesz gdzieś ten rytm
Co wraz z krwią pulsuje Ci

Kiedy więc opadasz z sił
wsłuchaj się, pomoże Ci

Przyjaciół tłum w około masz
razem będą tańczyć tam

Gdzie z Twych ust popłynie cud
Ten kawałek z kilku nut
Z kilku nut. 

Gwiazdy wiszą hen na niebie
Chciałbym móc przytulic Ciebie

Włosów Twoich dotyk czuć
Zapach twój mnie zwala z nóg

Popłyniemy razem tam
Gdzie powolnie płynie czas

Pocałuj mnie ostatni raz
Jutro świat rozdzieli nas
Rozdzieli nas. 


Absolutny hicior mój ulubiony. Może dlatego, że wiem jak to zaśpiewać, podoba mi się moja własna interpretacja i takie tam. Potrafię to śpiewać sam dla siebie w pracy. Co co najmniej dziwne jest. 


Najnowsze coś, podobno nadające się do publikacji jakichkolwiek


Gitarę chwytasz swą, pociągasz kilka strun
Gdzieś w tłumie widzisz ją jak już wytęża słuch
Obok facet stoi jej, w drugą stronę patrzy się.
Wkrótce pożałuje że, nie docenił cię

Gitary ostry dźwięk hipnotyzuje słuch
Cała sala buja się i już brakuje tchu
W tym tańcu widzisz ją, przyspiesza serca rytm
Jak mocno pragniesz jej nie opisze nikt.

Gdy przechodzisz obok niej, za rękaw chwyta cię.
Zaciąga w ciemny kąt, wiesz dobrze czego chce
Jej słodycz czujesz ust, pod bluzka ręki chłód
Zaraz musisz iść, zachłannie chłoniesz ją.

Skanduje imię tłum, na scenę musisz wejść
Choć minął czasu szmat,.wśród twarzy szukasz jej.
Gitarę chwytasz swą, pociągasz kilka strun
Wokół ludzi tłum, spragniony twoich nut.

Nowy tekst, tak bardzo, że nie doczekał się nawet wstępnej korekty z mojej strony. Mam nadzieję, że coś z niego wyjdzie, coś kiedyś z niego zrobię, czy ktoś. 



I to już koniec tego małego ottopu. Przykro mi, nie można mieć wszystkiego Misiaki.
P.S. Jak mi zmieni czcionkę na inną, to niestety, będę musiał zacząć korzystać z jakiejś na stałe. Z oferowanych tu, przykro mi, lubię jedynie
Couriera

środa, 14 stycznia 2015

Fajki alkohol i tatuaże

Ruszyliśmy powoli drogą krajową numer 15, kierując się mniej-więcej na północny wschód. Po pustej szosie szalał wiatr, gnąc drzew gałęzie i zaśmiecając ulicę tonami różnokolorowych liści.
Nie odzywaliśmy się do siebie, idąc zgarbieni wśród przerażających podmuchów.
Było zimno jak cholera. Dziwka zabrała nam ubrania, zegarki, amulety buty. Jednym słowem wszystko.
Nie mogliśmy na dobrą sprawę nic poradzić. Jesteśmy jak najbardziej śmiertelni, dopóki nie znajdziemy jakichś wyznawców.  Źródło energii potrzebne jest każdemu stworzeniu mroku.
Właściwie, to każdemu stworzeniu nadprzyrodzonemu.
Tymczasem byliśmy bez niczego, zdani na łaskę i niełaskę dzikiej natury, bez mocy, bez pieniędzy bez perspektyw.
Władca Ciemności kopnął pustą paczkę po papierosach. Okazała się nie być do końca pusta.

Kilka minut później palił już drugiego.
-Świetna rzecz. Musimy to sprowadzić do siebie. Dlaczego tego u nas nie ma?
Odkaszlnąłem. Chcieliśmy chronić Czarnego Pana przed pokusami współczesnych światów.
-To na pewno jakieś niedopatrzenie. Tym bardziej, że Czarci bank posiada duże udziały w tym biznesie.
-Nic dziwnego! Od dziś, w Otchłani każdy będzie miał dostęp do papierosów!
I właśnie dlatego musieliśmy chronić Jego Demoniczność.

Szliśmy dalej przed siebie, mażąc tylko o odpoczynku. Zapadał powoli zmrok, więc rytmiczne pulsujące błękitne światło, dawało dość wyraźnie znać, że dzieje się tu coś nowego. Niekoniecznie dobrego.
Nie musiał minąć dużo czasu, gdy siedzieliśmy wewnątrz pojazdu, mknąc szosą wprost do miasta. Dwójka ludziów, którzy nas zawinęli, najprawdopodobniej była organem przymusu.
-To na pewno moi wyznawcy. zatrzymali się, bo poznali swojego mistrza!
Nie chciałem Połykaczu Światów przypominać, że ma wygląd przeciętnego mieszkańca tego świata. Żadnej korony z kości, skrzydeł, kopyt czy rogów. Tylko wąs pod nosem.
Wysadzili nas w okolicach centrum, jakiegoś zapomnianego przez wszystkich miasteczka. Znaczna większość populacji była w zaawansowanym wieku emerytalnym, a biorąc pod uwagę zmiany ustrojowe na przestrzeni ostatnich pięćdziesięciu lat, wiekszość z nich całkiem niedługo będzie mogła cieszyć się możliwością oglądania Destruktora w Otchłani.
Ten zaś rozejrzał się ciekawie po małym rynku, podziwiając uroki architektury. Nagle wskazał na jednego z dresów stojących nieopodal nas.
-Niewolniku! ODDAJ MI CZEŚĆ I SZACUNEK!
Chwilę później uciekałem ile sił w nogach, a Anihilator unosił się w postaci duchowej nad moją głową.

wtorek, 13 stycznia 2015

Uniwersalne uniwersum

Mroczna Epicka Bezduszność, za nic miała moje protesty. Logiczne argumenty nie trafiały do niego wcale. A fakt, że Koniec Świata to właściwie problem tego drugiego, jeszcze bardziej mojego Pana podniecał i nakręcał. Nie mogłem się kłócić z Demonicznym Władcą, Dewastatorem Dziewic i Nasieniem Zła.
Każda próba sprzeciwu skończyła by się wizytą w Dołach, być może nawet na stałe. A wiedzcie, że Doły, to paskudne miejsce, które nawet najwytrzymalsze i najlepsze demony przepełnia dreszczem grozy.
Tak więc Pan mroku zaczął mi wyjaśniać swój plan.
-Zejdziemy do jednego ze światów, i trochę tam namieszamy. Będziemy starać się, by doprowadzić do zniszczenia świata, jak najmniej ingerując w jego strukturę. Takie dodatkowe wyzwanie, mając na celu urozmaicenie zadania.
Pytanie o to, kto będzie rządził światem demonów w czasie naszej wycieczki, zostało nagrodzone tylko i wyłącznie pogardliwym milczeniem, powiązanym z kilkoma burknięciami Jego Mroczności. Najwyraźniej mój mało lotny umysł, nie był by w stanie pojąć zawiłości jego mhro... mrocznego planu.
-Wybierzemy losowe uniwersum. Przeniesiemy się w nieznane miejsce we wszechświecie i zobaczymy co wyniknie z naszych działań. Przyjmiemy postać najbardziej nierzucającą się w oczy i będziemy obserwować i powoli działać, starając się doprowadzić do upadku tamtejszej cywilizacji.
Najważniejsze, że jego Okrutność jakiś plan jednak posiadał. Ostatnim razem, gdy działał bez planu...
Od tego dnia jest Władcą Ciemności.
Może spontaniczne działanie też ma swoje dobre strony.
Zanim zdążyłem ponownie rozpatrzyć te kwestie, wszystkie za i przeciw podróży, zanim zdołałem choćby pomyśleć o spakowaniu czegokolwiek poczułem dotyk magii Mrocznego Mistrza Ciemności.
Krótkie PUF, i już byliśmy w innym uniwersum.
-To teraz tak, ja jestem Wiktor, a ty Jurek.
Zabrakło mi słów.
JUREK.
Drugi w zaświatach, krainie złem i cierpieniem płynącej, ma nosić imię JUREK.
Ja rozumiem, naprawdę, że Urian, może kojarzyć się z Juran. Ale co ma do tego jakiś Jurek? Oczywiście wyraziłem swoje niezadowolenie, w sposób, jaki zazwyczaj czynią to istoty złe do szpiku kości:
-Świetny dobór imion Panie!
-No ba!
Rozejrzałem się dookoła, starając się zorientować gdzie i w jakim czasie jesteśmy. Przecież istnieje nieskończona liczba równoległych światów, mogących różnić się właściwie wszystkim.
Głośne trąbienie przerwało moje rozmyślania. Cudem uskoczyłem w bok przed wielkim pojazdem, który moje tymczasowe ciało przerobił by na niezbyt mroczny dżem malinowo- demonowy.
-Oż kurwa. Jakieś magiki jesteście, czy cuś?
Przedstawicielka najstarszego zawodu świata o twarzy myślą nieskalanej i tyłku większym niż metalowy pojazd, który chwile wcześniej zrobiłby mi z tyłka jesień średniowiecza, wpatrywała się we mnie i Jego Mroczność spojrzeniem bardziej pustym, niż bezkresna pustka.
-WYBACZ CNA NIEWIASTO, GDZIE I KIEDY JESTEŚMY?
Pan I Władca Zła Wszelkiego uderzył w patetyczne tony, najprawdopodobniej starając się wywrzeć wrażenie na tym niemądrym stworzeniu.
-Droga krajowa numer 15.
Najwyraźniej stworzeniu coś jednak w głowie zaświtało, bo wyciągnęło z torebki broń palną.
-Witajcie w Polsce sukinsyny.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Koniec Świata dobry na wszystko

Drogi czytelniku, jeśli jeszcze na to nie wpadłeś, to ułatwię ci zadanie. Głównym bohaterem naszej wspólnej epickiej przygody, będzie nie kto inny, jak Dewastator Dziewic, Zło Wcielone, Plugawiciel, Czerń Ciemniejsza Niż Najciemniejsza Czerń, Władca Demonów, Czarny Pan: Władca Wszechrzeczy.
Który aktualnie cholernie się nudził.
-Cholernie się nudzę
Dzisiejszego dnia przybrał postać wielkiej ośmiornicy i leniwie bawił się swoim jojo.
-Nie mamy czasu się nudzić, mój Panie.
Rozwinąłem zwój zrobiony ze skóry rozwiązłej czarownicy zabitej podczas pełni księżyca przy koniunkcji planet. Musiałem chwilę odczekać, jednak po chwili słowa zaczęły się pojawiać.
-Bunt niewolników podczas budowy świątyni waszej Plugawości.
Prychnął tylko rozdrażniony.
-Oswobodź niewolników, daj im umowy o dzieło za najniższą krajową, namów na ubezpieczenie społeczne i nałóż podatek.
Jak zwykle rozwiązanie miał gotowe, zanim jeszcze dowiedział się o co dokładnie chodzi. Dlatego właśnie był niekwestionowanym władcą demonów. Kolejna sprawa wydała mi się znacznie ciekawsza i trudniejsza.
-W pewnym miasteczku panuje cisza i spokój, i nie ma niemal grzechów głównych.
Tym razem ryknął rozdrażniony moją głupotą, i zmienił postać z ośmiornicy, na wielkiego czarnego kota. Końcówka jego ogona poruszała się niespokojnie, gdy zieleniom swych oczu wpatrywał się w piszącego te słowa.
-Idioto. Nie umiesz sam nic załatwić. Obdarz jednego z nich bogactwem, niech znajdzie złoto, czy coś. I zbuduj w pobliżu gorzelnie, niech sprzedają tani alkohol. I Niech wprowadzi się tam jedna z naszych sukkubic. Za proste, wszystko za proste.
-W tym stuleciu jesteśmy zaproszeni na turniej szachowy z Lordami Zła. Odbywa się on co Dziesięć tysięcy lat w "Najciemniejszej Otchłani".
Dewastator Dziewic na ugiętych łapach przeszedł się po sali, by w końcu spocząć na tronie zrobionym z czaszek nienarodzonych dzieci.
-Szachy są nudne. Zróbmy coś... Ciekawego.
Zwinął się w kłębek, jak mały domowy kotek, i tylko blask płomieni odbijany w jego zielonych patrzyskach, oraz błyski diabelskiej inteligencji zdradzały, że nie był stworzeniem powiązanym z kotowatymi.
No i rozmiary.
Wielkością przypominał sporego konia.
-Rozpętajmy jakiś Koniec Świata.

niedziela, 11 stycznia 2015

Poczatki bywają trudne

Beregen był prawie zwyczajnym chłopakiem. Nie różnił się specjalnie od reszty rówieśników, i tak naprawdę jedyne co mogło dziwić, to jego niezdrowa ciekawość świata, która zawsze pakowała go w kłopoty.
Kłopoty to właściwie jego drugie imię.
Wygladał jak każdy szesnastolatek w jego wieku: dłuższy niż grubszy, z niezwykła dozą energii, ciemnymi włosami, które były nierówno przycięte i tłuste jak jasna cholera, zielonymi oczami, wiecznie obdartymi kolanami i niechęcią do mydła.
Jedynym szczegółem anatomicznym, którym się wyróżniał był dziwny ślad na nodze. Zamie zaczynało się na stopie, i wijąc się w górę kończyło w połowie łydki. Wyglądało trochę jak wielki płomień.

Wszystko zaczęło się pewnego grudniowego poranka. Beregen wstał jak co dzień, zjadł śniadanie, wziął swój łuk i ruszył w stronę rosnącego nieopodal lasu. Odkąd pamiętał, musiał pomagać matce w utrzymaniu domu. Nie mieli żadnej rodziny, która by mogła pomóc, a ojca... O ojcu właściwie nic nie wiedział. Matka zaczynała płakać jak o niego pytał, a sąsiedzi i ludzie z wioski robili tylko dziwną minę i odchodzili do swoich spraw.
Szybko się nauczył, że pytać nie należy.
Bardzo szybko też zaczął polować. Większość mięsa sprzedawał lub wymieniał na inne potrzebne materiały, zostawiając tak naprawdę dla siebie i matki część niewielką.
Przerwał rozmyślania dopiero gdy zanurzył się w gęstwinę lasu. Nie było czasu na pierdoły. Trzeba było się skupić.
Chłopak był bardzo dobrym tropicielem. Znalezienie zwierzyny nie sprawiało mu żadnego problemu. Zazwyczaj całe polowanie nie trwało więcej niż pół godziny.
Tak też było tym razem.
Najpierw usłyszał szelest w pobliskich krzakach. Zamarł w bezruchu nasłuchując. Po kilku sekundach z zarośli wyskoczył wielki dzik. Beregen spojrzał się w groźne oczy bestii i przez chwilę mierzył się ze zwierzem na spojrzenia.
Wszystko zwolniło. Chłopak ze spokojem nałożył strzałę na cięciwę i naciągnął łuk. Dzik zaczął uciekać. Jednak było już za późno.
Rozległ się dźwięk puszczanego bełtu.
Dzik uciekł w krzaki, a Beregen padł na ziemię, nie do końca rozumiejąc, dlaczego upadł, co wystaje z jego piersi, i dlaczego to tak cholernie boli.
-Genialny strzał mój Panie!
-No ba! A coś ty myślał. Jestem w końcu władcą ciemności, nie?
Zza pobliskiego drzewa wyszła para demonów. Ten wyższy i szerszy, z białymi jak mleko włosami, tzymał w ręku sporych rozmiarów kuszę. Szybko znalazł się przy konającym młodzieńcu i przyjrzał mu się z góry, trącając go jeszcze nogą zakończoną racicą.
-Dorodny. Pomyśleć, że to trzeci wybraniec w tym dziesięcioleciu. Szkoda, że się nie zorientował co się zaraz wydarzy. Nagonka na uciekającego wybrańca jest zawsze taka emocjonująca...
Ostatnie co Beregen usłyszał w swoim życiu, był rechot władcy ciemności.