piątek, 16 stycznia 2015

Noc jak każda inna.

Tak jak mówiłem- Najszerszy W Barach unosił się obok mnie w postaci eterycznej. W sensie, że dresy zajebali go jak psa na ulicy. Mieliśmy problem. Żeby przywrócić ciało, potrzebowaliśmy wyznawców, by z siły ich wiary pozyskać energię magiczną. Trochę jest to poplątane, ale najłatwiej to wytłumaczyć tak: siła modlitw, jest naszą siłą.
Tylko jak znaleźć wyznawców Czarnego Pana, w szesnastotysięcznym mieście? W razie gdybyście pytali o szanse:
-In nomine dei nostri satanas luciferi excelsi! Ph'nglui mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagl fhtan!
Głos, męski i zdecydowany dochodził z pobliskiego cmentarza. 
-Ooo! -Zdziwiłem się słysząc go. 
-Ooo!- Zdziwił się Mistrz Podziemi. 
-Ooo!- Zdziwił się siedzący nieopodal kot, wbijając wzrok w Jego Piekielność.
-Ooo! -Zdziwiliśmy się na widok kota. 
-Pedały- Rzucił tylko futrzak i majestatycznie uniósł ogon do góry i odszedł. 
Cóż, skoro już znaleźliśmy kultystę, który chociaż trochę znał się na rzeczy, trzeba było wykorzystać tą możliwość. 
-Teraz zbudujemy nasze imperium w tym uniwersum. Poczekaj, niech tylko skończy rytuał! Jak pokażę mu się w mojej postaci, będziemy mieć tyle mocy, że zawładnięcie tym światem będzie tylko i wyłącznie kwestią czasu. 
To była prawda. Jeden dobry i szczerze oddany wyznawca mógł zastąpić całą rzesze wiernych. 
Zbliżyliśmy się więc do naszego zbawiciela, by móc wkroczyć i pobierać od niego energię. I zgłupieliśmy, gdy tylko go zobaczyliśmy. Oczekiwaliśmy brudnego Metala, z przetłuszczonymi włosami, całego w skórach i ćwiekach. Tymczasem na cmentarzu stał na oko czterdziestoletni mężczyzna, ubrany w szyty na miarę garnitur z idealnie przystrzyżonymi włosami i brodą. 
Właśnie wznosił do góry nóż, i rozcinał brzuch czarnego psa. 
-Ofiaruje Ci to Panie, mą lewą ręką! Przyjmij moją ofiarę i usłysz mój głos, wzniesiony wśród tej dżungli ze stali!
Z psa trysnęła cuchnąca krew i jelita, parujące w chłodzie wieczora. Wnętrzności chlusnęły o ziemię i właściwie same ułożyły się w odpowiedni znak. Poczuliśmy przechodzącą przez nas energię, płynącą od tego niepozornego człowieka, który na co dzień jest zapewne jakimś dyrektorem lub kierownikiem.
Mieliśmy wystarczająco dużo mocy, by Najciemniejsza Czerń mógł wrócić do ciała fizycznego. Jednak byliśmy zachłanni.
To nas zgubiło.
-Co on robi?
Spytał się Cień, widząc jak wyznawca rozpina rozporek, dalej trzymając w dłoni martwe truchło psa.
A potem zwymiotował mi na buty. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz