Beregen był prawie zwyczajnym chłopakiem. Nie różnił się specjalnie od reszty rówieśników, i tak naprawdę jedyne co mogło dziwić, to jego niezdrowa ciekawość świata, która zawsze pakowała go w kłopoty.
Kłopoty to właściwie jego drugie imię.
Wygladał jak każdy szesnastolatek w jego wieku: dłuższy niż grubszy, z niezwykła dozą energii, ciemnymi włosami, które były nierówno przycięte i tłuste jak jasna cholera, zielonymi oczami, wiecznie obdartymi kolanami i niechęcią do mydła.
Jedynym szczegółem anatomicznym, którym się wyróżniał był dziwny ślad na nodze. Zamie zaczynało się na stopie, i wijąc się w górę kończyło w połowie łydki. Wyglądało trochę jak wielki płomień.
Wszystko zaczęło się pewnego grudniowego poranka. Beregen wstał jak co dzień, zjadł śniadanie, wziął swój łuk i ruszył w stronę rosnącego nieopodal lasu. Odkąd pamiętał, musiał pomagać matce w utrzymaniu domu. Nie mieli żadnej rodziny, która by mogła pomóc, a ojca... O ojcu właściwie nic nie wiedział. Matka zaczynała płakać jak o niego pytał, a sąsiedzi i ludzie z wioski robili tylko dziwną minę i odchodzili do swoich spraw.
Szybko się nauczył, że pytać nie należy.
Bardzo szybko też zaczął polować. Większość mięsa sprzedawał lub wymieniał na inne potrzebne materiały, zostawiając tak naprawdę dla siebie i matki część niewielką.
Przerwał rozmyślania dopiero gdy zanurzył się w gęstwinę lasu. Nie było czasu na pierdoły. Trzeba było się skupić.
Chłopak był bardzo dobrym tropicielem. Znalezienie zwierzyny nie sprawiało mu żadnego problemu. Zazwyczaj całe polowanie nie trwało więcej niż pół godziny.
Tak też było tym razem.
Najpierw usłyszał szelest w pobliskich krzakach. Zamarł w bezruchu nasłuchując. Po kilku sekundach z zarośli wyskoczył wielki dzik. Beregen spojrzał się w groźne oczy bestii i przez chwilę mierzył się ze zwierzem na spojrzenia.
Wszystko zwolniło. Chłopak ze spokojem nałożył strzałę na cięciwę i naciągnął łuk. Dzik zaczął uciekać. Jednak było już za późno.
Rozległ się dźwięk puszczanego bełtu.
Dzik uciekł w krzaki, a Beregen padł na ziemię, nie do końca rozumiejąc, dlaczego upadł, co wystaje z jego piersi, i dlaczego to tak cholernie boli.
-Genialny strzał mój Panie!
-No ba! A coś ty myślał. Jestem w końcu władcą ciemności, nie?
Zza pobliskiego drzewa wyszła para demonów. Ten wyższy i szerszy, z białymi jak mleko włosami, tzymał w ręku sporych rozmiarów kuszę. Szybko znalazł się przy konającym młodzieńcu i przyjrzał mu się z góry, trącając go jeszcze nogą zakończoną racicą.
-Dorodny. Pomyśleć, że to trzeci wybraniec w tym dziesięcioleciu. Szkoda, że się nie zorientował co się zaraz wydarzy. Nagonka na uciekającego wybrańca jest zawsze taka emocjonująca...
Ostatnie co Beregen usłyszał w swoim życiu, był rechot władcy ciemności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz