Ruszyliśmy powoli drogą krajową numer 15, kierując się mniej-więcej na północny wschód. Po pustej szosie szalał wiatr, gnąc drzew gałęzie i zaśmiecając ulicę tonami różnokolorowych liści.
Nie odzywaliśmy się do siebie, idąc zgarbieni wśród przerażających podmuchów.
Było zimno jak cholera. Dziwka zabrała nam ubrania, zegarki, amulety buty. Jednym słowem wszystko.
Nie mogliśmy na dobrą sprawę nic poradzić. Jesteśmy jak najbardziej śmiertelni, dopóki nie znajdziemy jakichś wyznawców. Źródło energii potrzebne jest każdemu stworzeniu mroku.
Właściwie, to każdemu stworzeniu nadprzyrodzonemu.
Tymczasem byliśmy bez niczego, zdani na łaskę i niełaskę dzikiej natury, bez mocy, bez pieniędzy bez perspektyw.
Władca Ciemności kopnął pustą paczkę po papierosach. Okazała się nie być do końca pusta.
Kilka minut później palił już drugiego.
-Świetna rzecz. Musimy to sprowadzić do siebie. Dlaczego tego u nas nie ma?
Odkaszlnąłem. Chcieliśmy chronić Czarnego Pana przed pokusami współczesnych światów.
-To na pewno jakieś niedopatrzenie. Tym bardziej, że Czarci bank posiada duże udziały w tym biznesie.
-Nic dziwnego! Od dziś, w Otchłani każdy będzie miał dostęp do papierosów!
I właśnie dlatego musieliśmy chronić Jego Demoniczność.
Szliśmy dalej przed siebie, mażąc tylko o odpoczynku. Zapadał powoli zmrok, więc rytmiczne pulsujące błękitne światło, dawało dość wyraźnie znać, że dzieje się tu coś nowego. Niekoniecznie dobrego.
Nie musiał minąć dużo czasu, gdy siedzieliśmy wewnątrz pojazdu, mknąc szosą wprost do miasta. Dwójka ludziów, którzy nas zawinęli, najprawdopodobniej była organem przymusu.
-To na pewno moi wyznawcy. zatrzymali się, bo poznali swojego mistrza!
Nie chciałem Połykaczu Światów przypominać, że ma wygląd przeciętnego mieszkańca tego świata. Żadnej korony z kości, skrzydeł, kopyt czy rogów. Tylko wąs pod nosem.
Wysadzili nas w okolicach centrum, jakiegoś zapomnianego przez wszystkich miasteczka. Znaczna większość populacji była w zaawansowanym wieku emerytalnym, a biorąc pod uwagę zmiany ustrojowe na przestrzeni ostatnich pięćdziesięciu lat, wiekszość z nich całkiem niedługo będzie mogła cieszyć się możliwością oglądania Destruktora w Otchłani.
Ten zaś rozejrzał się ciekawie po małym rynku, podziwiając uroki architektury. Nagle wskazał na jednego z dresów stojących nieopodal nas.
-Niewolniku! ODDAJ MI CZEŚĆ I SZACUNEK!
Chwilę później uciekałem ile sił w nogach, a Anihilator unosił się w postaci duchowej nad moją głową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz